poniedziałek, 9 grudnia

Już po raz piąty entuzjazm grupy ludzi (a może też jakieś szamańskie zagrywki) skumulowały w Kazimierzu Dolnym pokłady pozytywnej energii. Zdolne zasilić przynajmniej małą elektrownię. Oczywiście taką eko.

Kazimiernikejszyn jest nie tylko festiwalem muzycznym, ale przede wszystkim „wydarzeniem bez spinki” – o tyle, o ile zgadzasz się na przyjazne współuczestnictwo z otoczeniem. Otoczenie to tworzą oczywiście ludzie, ale nie tylko. Na każdym kroku organizatorzy podkreślają rolę środowiska, małej ojczyzny, inicjatyw oddolnych, aktywności fizycznej, świadomej diety (strefa koncertowa była 100% wege), duchowości i społecznego zaangażowania. Choć ta filozofia Kazimiernikejszyn zdaje się na pierwszy rzut oka nieco newage’owa, chodzi w tym wszystkim o coś bardzo prostego – dobre relacje. Jeśli się otworzysz, świat okazuje się bardzo gościnnym miejscem. Albo przynajmniej mikroświat Kazimierza Dolnego.

Pola ar

Organizatorzy określają się jako Dobra Grupa, na której czele stoją Michał Niewęgłowski i Włodek „Paprodziad” Dembowski. Oboje wykorzystują festiwal do opiewania uroków Kazimierza Dolnego, podkreślając na każdym kroku niezwykłość tego miejsca. Można polemizować, czy Kazimierz faktycznie jest magiczny, ale trzeba przynać, że uczucie, jakim darzą to miasteczko organizatorzy, potrafi przez kilka dni ukazać w innym świetle ten turystyczny skansen. No bo jak zachwalają! Nie tylko wydarzenia festiwalowe mają miejsce w różnych miejscach Kazimierza – od kamieniołomów, przez rynek, po wąwozy, ale Marcin Pisula, lokalny historyk, opowiada o tutejszych legendach i zwyczajach, a Dembowski oprowadza po ulubionych zakamarkach, sypie ze sceny suchymi, acz uroczymi żartami (typu Czego mieszkańcy Kazimierza zazdroszczą mieszkańcom Janowca? Widoku na Kazimierz), a w końcu założył zespół „promo”. Dziady Kazimierskie śpiewają o Trzech Krzyżach na pobliskim wzgórzu, mieszkańcach czy, cóż, ochotniczej straży pożarnej. Zresztą otworzyli swoim koncertem pierwszy dzień występów na scenie w kamieniołomach, wyśpiewując Kuźwa, jak tu pięknie.

fot. Klaudyna Schubert

Piękna jest przede wszystkim natura – łąki, brzeg Wisły, zalesione wąwozy lessowe wchodzące w skład parku krajobrazowego, co wykorzystają tak entuzjaści aktywności fizycznej, jak i ci, którzy chcą wywietrzyć płuca w czasie pozamiejskiego odpoczynku. Do kontaktu z przyrodą zachęcają liczne „Przygody”, wypełniające czas między koncertami. Jest Strefa Nudy, na której nic się nie dzieje – i też nie ma tam nikogo. Konkurencja jest bowiem spora: tajemnicza Paprowędrówka, kajaki, oddechowisko, bumper balls, kanioning, rowerowa sytuacja kazimieroznawcza, rajd tunelem… Organizatorzy przygotowali również pakiet ruchowych karnetów, których cena zmniejszała się, jeśli przejechało się rowerem, przebiegło lub przespacerowało ileś kilometrów w drodze na festiwal. Wszystkie te propozycje pozwalają spędzić czas w ruchu, na łonie przyrody, chillując, ale przede wszystkim – z innymi.

Hey there little stranger

Przygody rozmiejscowione w Strefie Rakieta, Dobrej Strefie i na Rynku Głównym miały pomagać w budowaniu wspólnoty festiwalowiczów – zachęcały do prawienia komplementów, składania dobrych życzeń, życzliwych gestów, pomagania, uśmiechania i przytulania się do siebie. Na Kazimiernikejszyn tor przeszkód zastępuje Tor Wsparć, jeśli się walczy, to na kolory lub poduszki, każdy może coś zaproponować, pomóc, wyjść z inicjatywą.

fot. Klaudyna Schubert

Festiwal podkreśla swój inkluzywny charakter, co widać choćby po liczbie odwiedzających go rodzin z dziećmi. Dla najmłodszych przeznaczona została Mała Strefa, a w czasie innych atrakcji zapewnia się nie tylko bezpieczeństwo, ale i pokoleniowy miszmasz. Tegoroczna edycja po raz kolejny starała się również uwrażliwić na los zwierząt oraz otworzyć ludzi na doświadczenie osób z niepełnosprawnościami (zorganizowano #GręZamiana, a także koncert November Project, stworzonej przez Paprodziada kapeli o charakterze integracyjnym). Wśród tegorocznych PrzeGości pojawiła się m.in. Joanna Brodzik, opowiadająca o efektywnej pomocy innym, Katarzyna Gubała – o diecie bezmięsnej, i Katarzyna Miller – o budowaniu relacji.

Polecamy temat: Legendarny zespół LOMBARD powraca z mocnym przekazem w premierowym utworze „Kamelony” >>

Niektóre punkty programu mogą budzić wątpliwości – czy to wykład Magdaleny Dembowskiej, specjalizującej się w Totalnej Biologii, czy np. SSS, czyli Spontaniczna Spowiedź Sportowa – które proste idee pomagania i współuczestnictwa przekierowują w stronę duchowości i mindfullness. Ten lednicko-newage’owy rys nie dominuje jednak nad całym wydarzeniem, jest intelektualną alternatywą, a Kazimiernikejszyn w myśleniu o relacjach międzyludzkich jednak twardo stąpa po ziemi. Paprodziad przypomina w końcu, żeby pety wrzucać do kosza, nie dewastować płotów mieszkańców i troszczyć się o siebie w czasie tańców pod sceną.

Powiedzcie ludzie – jesteście gotowi?

Last but not least – koncerty. Tegoroczny line-up był jak zwykle nasycony występami, w czasie których postawiono na intensywny kontakt z publicznością. Poza wspomnianymi Dziadami Kazimierskimi i November Project na kazimierskich scenach można było zobaczyć gorące nazwiska polskiej muzyki alternatywnej i rozrywkowej, a przy tym te najbardziej „enerdżajzing”. Piątkowy rozkład jazdy – po koncertach Fisz Emade Tworzywo i Dawida Podsiadło – finiszował Grubson, który nawet w późnej porze potrafił zachęcić ludzi do dynamicznych podskoków. Z kolei w sobotę pląsy reggae kapeli Tabu urozmaicił podrygujący rytmicznie Shakin Dudi, by w końcu kamieniołom rozsadziły dźwięki gospodarza eventu – szalonego Łąki Łan.

fot. Klaudyna Schubert

Sobotnie pogo w błocie, problemy z nagłośnieniem w piątek czy przemoczony kogut, który uparcie nie dawał się podpalić na szczycie kamieniołomu – na to wszystko pozytywnie nastrojona publiczność reagowała hasłem „Bez spinki!” Z tak naładowanymi jammingiem akumulatorkami można uśmiechać się do ludzi w oczekiwaniu na kolejną edycję festiwalu.

Tegoroczna edycja festiwalu odbyła się w dniach 12- 15 lipca.

Tekst: Maja Stańczyk