Wykorzystujemy pliki cookies do poprawnego działania serwisu internetowego, oraz ulepszania jego funkcjonowania. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej.
Data publikacji: 22.01.2014 A A A
Anna Arno: Niebezpieczny poeta
WALDEMAR KUGLER

Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego znamy głównie jako autora Teatrzyku Zielona Gęś czy Zaczarowanej dorożki. Jednak zagłębiając się coraz bardziej w fascynującą książkę Anny Arno odkryjemy w niej także inne twarze poety. Twarze poety nietuzinkowego, wiecznie niespełnionego, człowieka, którego wielowymiarowość do dzisiaj nie pozwalała scharakteryzować go jednoznacznie. Przez to też był –jak sam zwykł się nazywać– poetą niebezpiecznym.


Taki też tytuł nosi wydana przez „Znak” biografia autorstwa Anny Arno.  Przyznać trzeba, biografia bardzo wciągająca. Książka Arno nie jest pamfletem, nie jest też bezkrytycznym hołdem dla poety próbującym bronić jego wyborów. Na przekór ostatniej modzie na zrzucanie z piedestału postaci ważnych dla polskiej literatury, Anna Arno nie postawiła sobie żadnej tezy. W trakcie czytania wyczuwa się chęć zachowania pewnej dozy obiektywizmu, ale bez jednoczesnej utraty dystansu – poety wydaje się, że narrator jest częścią wydarzeń życia poety.  Autorka z jednej strony dysponuje szeroką wiedzą, cytuje korespondencję, jest blisko Gałczyńskiego; z drugiej zaś nie ocenia poety, nie broni jego wyborów. Przedstawia fakty z życia, opinię pozostawiając czytelnikowi.  Michał Szymański w Tygodniku Powszechnym zarzuca autorce, że nie próbuje ona udzielić odpowiedzi na nurtujące czytelnika pytania o postawę ideową poety. Uważam jednak, że rzetelny opis bez popadania w nadmierną fascynację pozwala czytelnikowi ocenić życie poety samodzielnie, bez ingerencji autorki. Dzięki temu Arno oddała hołd pamięci osoby, która ją fascynuje.

 

Autorka przyznała, że dużo pomogły jej rozmowy z Julią Hartwig czy Kirą Gałczyńską – córką, która wpłynęła na twórczość Gałczyńskiego podobnie jak Anka na twórczość Broniewskiego.  Z autorem Bagnetu na broń  łączy Konstantego także jedna cecha: umiłowanie do alkoholu.  Gałczyński upijał się często, ale paradoksalnie alkoholizm nie przeszkadzał a wręcz pomagał w utrzymaniu dyscypliny pisarskiej. Dodatkowo poetę cechowała rzadka zdolność do odmawiania kieliszka, kiedy była taka potrzeba, kiedy na biurko wydawcy trzeba było pilnie oddać kolejną sztukę lub wiersz. Być może dlatego był świadomy swojej ciągłej pisarskiej gotowości. Mimo że całe życie jego zarobki należały do skromnych, pisał dużo, pisał na akord dla każdego, kto był w stanie zapłacić. Autorka biografii w doskonały, wyważony sposób przestawia sytuację życiową poety. Podkreśla, że potrafił pracować z poetami Kwadrygi,  azaraz tym potem  wdać się w romans z faszyzującym Prosto z mostu (w słuchowisku Wspólna łazienka pojawia się stwierdzenie: „Autor bowiem ma dwoje imion. Jedno dla rządu, drugie dla opozycji. Jedno dla Przekroju, drugie dla Tygodnika Powszechnego. W ten sposób autor kraje ku powszechnemu zadowoleniu. Jest wilk syty i owca cała”). Czy to polityczna nieświadomość? A może chęć zarobku za wszelką cenę? W końcu, jak sam twierdził, pisał „aby zarobić ździebełko na bułeczkę i masełko”. Gałczyński jak nikt inny potrafił uprawiać autopromocję. Nieważne czy mówiono o nim dobrze czy źle; ważne, że pojawiał się na ustach wszystkich, gdziekolwiek nie mieszkał:  w Warszawie, Wilnie, Krakowie czy Szczecinie. Swoją biografię przekształcał w zależności od okoliczności. Fikcyjne życiorysy tworzył jednak nie tylko na swój temat. Kiedy trzeba było napisać antologię XIX-wiecznych poetów wileńskich, większość utworów i postaci sam stworzył, nadając każdemu z osobna indywidualny styl. Antologia odniosła niewiarygodny sukces.

 

Ważną postacią w biografii jest, obok córki, żona Natalia. Pierwsza recenzentka, ale także największa miłość poety. Strażniczka domowego ciepła, która jak nikt inny potrafiła przywoływać go do porządku. Historia jej zmagań z poetyckimi demonami męża zajmuje dużą część książki. Jest ona nieformalnie współbohaterką biografii, co zresztą zauważyli też wydawcy umieszczając jej zdjęcie na okładce książki. Natalia, stojąc zawsze z tyłu, efektywnie wspierała męża, nawet kiedy w jednym okresie romansował z trzeba kobietami z których jedna spodziewała się jego dziecka. To dzięki żonie Konstanty Ildefons Gałczyński mógł skupić się na pracy pisarskiej. Mało osób wie, że gdyby nie ona, jeden z kilku napisanych w czasie wojny wierszy nigdy nie trafiłby w ręce czytelników. A utwór była to Pieśń o żołnierzach z Westerplatte, utwór ważny i symboliczny dla walczących wówczas rodaków. Czy Niebezpieczny poeta pozwoli odpowiedzieć na wszystkie pytania dotyczące zapomnianego i niedocenianego wciąż poety? Nie. Z pewnością jednak przybliży nam wiele faktów, które uzmysłowią nam, że szufladkowanie artysty w tym przypadku się nie sprawdzi. Jednego można być pewnym-jakimkolwiek zajęciom w życiu się nie poświęcał, zawsze wygrywała poezja. Kiedy podjął się pracy recenzenta filmowego nie obejrzał produkcji, którą miał ocenić. Tłumaczył potem: „Niezwykle dokładnie oglądałem wystawione przed kinem fotosy, chyba przez pół godziny”. Konstanty Ildefons Gałczyński był poetą-trubadurem, wędrownym ptakiem, a jednocześnie uwielbiał domowe pielesze i picie kawy w kapciach na fotelu. Po raz kolejny zakpił sobie z czytelnika, tym razem poprzez pióro Anny Arno.

 

Książka ukazała się w wydawnictwie Znak i jest dobrze zredagowanym, zwartym i pełnym wydaniem, które ma szansę trafić do kanonu polskiej literatury biograficznej. Zaletą jej jest duża ilość cytowanych tekstów. Znajdziemy tu nie tylko poezję Gałczyńskiego, ale także fragmenty artykułów prasowych jego autorstwa. Z pewnością stanowi to cenne źródło wiedzy o czasach, w których żył. Wczytując się w Niebezpiecznego poetę jesteśmy w stanie zrozumieć powody burzliwych stosunków Gałczyńskiego ze Stanisławem Piaseckim, Czesławem Miłoszem czy Julianem Tuwimem – poetą, który mimo częstych szykan do końca życia miał słabość względem „zielonego Konstantego” (ulubiony kolor poety).

 

Razi jedynie brak podpisów zdjęć  oraz ilustracji, a także umiejscowienie przypisów na końcu książki. Przeszkadza to w pełnym odbiorze książki, jednakże nie zmienia całościowej oceny, która może być tylko pozytywna. Od dłuższego czasu na polskim rynku wydawniczym nie ukazało się tak dobre opracowanie biograficzne.

Podziel się treścią artykułu z innymi:
Wyślij e-mail
KOMENTARZE (0)
Brak komentarzy
PODOBNE TEMATY
Wiatr: Zasypie wszystko, zawieje... /recenzja/
59. edycję Krakowskiego Festiwalu Filmowego otworzyła premiera ...
Wojna polsko- ruska: Nie ma róży bez ognia /recenzja spektaklu/
Bez Silnego? Bez osiedla? Bez… facetów? Spektakl Pawła Świątka ...
Bohemian Rhapsody: Królowa była tylko jedna /recenzja filmu/
Bizancjum Jej Królewskiej Mości ocalone, ale chyba zbyt wielkim ...
Akademia Pana Kleksa w Teatrze Nowym w Krakowie: Witajcie w nowej bajce /recenzja spektaklu/
Pan Kleks znowu wystrzelił w kosmos, nabrał kolorów i ogłasza ...