Wykorzystujemy pliki cookies do poprawnego działania serwisu internetowego, oraz ulepszania jego funkcjonowania. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej.
Data publikacji: 30.09.2012 A A A
Paryż-Manhattan
ALEKSANDRA WÓJCIK
Kadr z filmu. Materiał prasowy

Paryż oczami reżyserki Sophie Lellouche jest miastem ze szklanej kuli, a jednocześnie jest nieoczywisty, przewrotny jak filmy Allena. Zakochani tańczą na ulicach, w supermarketach grają stare piosenki, a wnętrza są pełne róż. W tym samym mieście można jednak spotkać ludzi z problemami alkoholowymi, uwikłanych w małżeńskie trójkąty, chorych na depresję, albo po prostu samotnych. „Paryż-Manhattan” od tego weekendu można oglądać w kinach.


Alice (w tej roli Alice Tagolioni) – patrząca na świat przez pryzmat filmów Allena farmaceutka, jest sama. Gdyby nie to, że wszyscy szukają jej męża, to pewnie byłaby szczęśliwa. Kobieta niemal pogodziła się z faktem, że to jej siostrze się w życiu „udało” – ma męża, córkę, a sama jest wziętym adwokatem.

 

Główna bohaterka prowadzi odziedziczoną po ojcu aptekę. Dla każdego klienta znajduje oprócz tabletek, leczący dusze film i dobre słowo. Daleko jej do desperatki. W trudnych chwilach stara się złapać dystans, rozmawiając w myślach z Woodym Allenem. Chociaż jest ładna i pełna wdzięku, to trudno jej spotkać właściwego mężczyznę. Przez chwilę wydaje się, że już go poznała. Kiedy oczy zaczynają jej błyszczeć tym szczególnym blaskiem, okazuje się, że to nie to.

 

Dopiero wtedy bohaterka uświadamia sobie, że obok siebie ma kogoś, na kogo czekała całe życie i że nie jest on księciem z bajki, ale elektrykiem (doskonała kreacja Patricka Bruela). Pod koniec filmu Alice odkrywa, że świat nie jest szklaną kulą, że życie należy brać takim, jakie ono jest, co wcale nie wyklucza szaleńczej jazdy na hulajnodze przez cały Paryż.

 

„Paryż-Manhatan” przypomina trochę „Amelię”. To świat nieprzesłodzony, a jednocześnie pełen kolorów i małych przyjemności. Główna bohaterka, podobnie jak postać grana przez Audrey Tatou, musi odkryć pewną prawdę o życiu i samej sobie.

 

Sophie Lellouche w swoim filmie przywraca nadzieję tym, którzy zbytnio się w życiu spieszą. Udowadnia, że dobra karma wraca, czasem trzeba tylko trochę poczekać, bo najlepsze jest zawsze przed nami.

Podziel się treścią artykułu z innymi:
Wyślij e-mail
KOMENTARZE (0)
Brak komentarzy
PODOBNE TEMATY
Wiatr: Zasypie wszystko, zawieje... /recenzja/
59. edycję Krakowskiego Festiwalu Filmowego otworzyła premiera ...
Wojna polsko- ruska: Nie ma róży bez ognia /recenzja spektaklu/
Bez Silnego? Bez osiedla? Bez… facetów? Spektakl Pawła Świątka ...
Bohemian Rhapsody: Królowa była tylko jedna /recenzja filmu/
Bizancjum Jej Królewskiej Mości ocalone, ale chyba zbyt wielkim ...
Akademia Pana Kleksa w Teatrze Nowym w Krakowie: Witajcie w nowej bajce /recenzja spektaklu/
Pan Kleks znowu wystrzelił w kosmos, nabrał kolorów i ogłasza ...