Wykorzystujemy pliki cookies do poprawnego działania serwisu internetowego, oraz ulepszania jego funkcjonowania. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej.
Data publikacji: 05.12.2012 A A A
Czy warto było czekać?
TOMASZ ŁUKASZEWSKI

Na początku grudnia na rynku wydawniczym ukazał się długo oczekiwany finałowy tom 4 Pana Lodowego Ogrodu. Jarosław Grzędowicz fanom kazał czekać 3 długie lata, aby na ponad dziewięćset stronach opisać zakończenie wielokrotnie nagradzanej powieści fantasy. Czy warto było czekać?


Na wstępie autorowi trzeba oddać, iż od samego początku historii stworzył świat intrygujący, wciągający, nasączony magią i co nie zawsze się udaje- żyjący własnym życiem. Nie inaczej jest również w ostatniej książce z serii.

 

O czym jest Pan Lodowego Ogrodu? Akcja PLO rozgrywa się na obcej planecie, nazwanej Midgaard. Główny bohater Vuko Drakkainen (ziemski komandos o pochodzeniu polsko-fińsko-chorwackim) zostaje wysłany z misją ratunkową, aby ewakuować naukowców ze stacji badawczej zlokalizowanej na planecie. Zadanie jednak nie okazuje się proste. Część naukowców nie żyje, a o pozostałych słuch zaginął. W poprzednich tomach Vuko, poszukując zaginionych, przemierza "nowy świat" poznając jego mieszkańców, ich zwyczaje, ale przede wszystkim magiczne możliwości, które planeta daje. Coraz więcej dowiaduje się również o zaginionych naukowcach, którzy nabyli dość specyficzne, nieludzkie umiejętności. Równolegle toczy się druga historia- Filara, syna Oszczepnika, Władcy Tygrysiego Tronu, następcy cesarza Amitrajów i Kirenenów, który zmuszony do ucieczki z własnego domu stara się odzyskać należyte mu miejsce.

 

Losy tych dwóch bohaterów splatają się w ostatnim tomie, w którym cały świat staje w ogniu wojny, a ostateczna bitwa rozgrywa się oczywiście w Lodowym Ogrodzie. Nie będę zdradzał fabuły, bo wielu będzie chciało książkę przeczytać. Warto jednak wspomnieć, iż ostatni tom daje odpowiedzi na liczne pytań, które na pewno zrodziły się po przeczytaniu poprzednich książek z serii, a przede wszystkim Grzędowicz wyjaśnia magiczną istotę planety. Samo zakończenie historii przypomina raczej scenę zapożyczoną z hollywoodzkiego filmu s-f o dość przewidującej peucie. Mimo to warto było doczytać do ostatnich stron, aby dowiedzieć się co spotka naszych bohaterów.

 

Ważnym elementem książki jest opisowy język, którym sprawnie posługuje się autor. PLO czyta się szybko, choć nie bez trudu. Dwie równolegle prowadzone historie nie powodują utraty wątków, co przy blisko tysiącu stron jest dość istotne. Czy to jednak wystarcza, aby książka okazała się godnym zakończeniem kultowej powieści fantasy? Na pewno nie. w części 4 brakuje elementu tajemniczości, który był wyznacznikiem poprzednich tomów. Chęć rozwikłania poszczególnych zagadek powodowała, iż książkę czytało się z wielkim zapałem. Ostatni tom nie ustępuje rozmachem, magią i pomysłowością. Historia wyraźnie prowadzi czytelnika do zamknięcia historii. Nie jeden stwierdzi, że przecież o to chodzi, bo to ostatni tom. Momentami odnosi się jednak wrażenie że autor, po dobrym początku, chce jak najszybciej pozamykać poszczególne wątki. Efektem tego jest przekonanie, iż trzymająca w napięciu opowieść ostatecznie zostaje spłycona.

Podziel się treścią artykułu z innymi:
Wyślij e-mail
KOMENTARZE (0)
Brak komentarzy
PODOBNE TEMATY
Wiatr: Zasypie wszystko, zawieje... /recenzja/
59. edycję Krakowskiego Festiwalu Filmowego otworzyła premiera ...
Wojna polsko- ruska: Nie ma róży bez ognia /recenzja spektaklu/
Bez Silnego? Bez osiedla? Bez… facetów? Spektakl Pawła Świątka ...
Bohemian Rhapsody: Królowa była tylko jedna /recenzja filmu/
Bizancjum Jej Królewskiej Mości ocalone, ale chyba zbyt wielkim ...
Akademia Pana Kleksa w Teatrze Nowym w Krakowie: Witajcie w nowej bajce /recenzja spektaklu/
Pan Kleks znowu wystrzelił w kosmos, nabrał kolorów i ogłasza ...